Etykiety

poniedziałek, marca 5

Tło; pierwsza elekcja



Rzecz będzie się rozchodzić o porządki panujące w Rzeczpospolitej. Czy to takie oczywiste? Otóż nie, jeśli ktoś nadal nazywa ten kraj Polską po 1569 roku. Ogólnie, sprawa wyglądała tak: była sobie Polska i była sobie Litwa. We wspomnianym roku, mądre głowy na sejmie w Lublinie zaczęły się zastanawiać nad tym, co zrobić aby w przyszłości stworzyć wspólny rynek żelaza, węgla i stali. Nie uradzili nic, bo Europa Wschodnia stała wówczas handlem zbożem i produktami nieprzetworzonymi. Plan powołania Wspólnoty Węgla i Stali przejął natomiast francuski indygenat, po czym próbował go sprzedać na dworze Karola IX, lecz nie spotkał się ze zbytnim entuzjazmem.

U nas jednak, dyskutowano dalej. Resztę historii zna już każdy; 28 czerwca panowie bracia postanowili połączyć Polskę z Litwą, 1 lipca zaczęło się przysięganie, a po trzech dniach król Zyga oficjalnie wszystkiemu przyklasnął. I mieliśmy już Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Nie mylić mi tu z Polską.

I co? I to, że w związku z tym powstały napinki na punkcie poprawności politycznej, jak nie przymierzając w USA po uznaniu czarnoskórych za pełnoprawnych obywateli. W skrócie; kraj musiał wyglądać jak drużyna Power Rangers - biały, czerwony, żółty i czarny. W przełożeniu na nasze; Polak, Litwin, Rusin i... Jakiś obcokrajowiec, ale to dopiero po śmierci ostatniego z Jagiellonów. Takie czasy; każdy z nich musiał być przy korycie, bo inaczej wybuchały rokosze, powstania, bunty i strajki. Wynikało to z tego, że każdy miał być traktowany po równo.

Z pozoru, rzecz wydawać by się mogła całkiem sensowna. Pozory to cudowne, małe potwory, które sprawiają, że mężczyźni biorą za żony wredne baby zamiast miłych kobiet. Bo co się okazało? Otóż, niezłe jaja wyszły na jaw kiedy Rzeczpospolita stanęła w obliczu bezkrólewia. Wybór nowego monarchy okazał się zaskakująco skomplikowany; państwo było wielonarodowościowe. W związku z tym, że zarówno i Polak i Litwin i Rusin mieli w nim te same prawa, nie można było któregoś z nich posadzić na tronie. Dlaczego? Ano dlatego, że pozostali dwaj mogli się poczuć urażeni i zwyczajnie olać tą całą Unię.

I właśnie z tego powodu mądre głowy zebrały się ponownie. Co wymyśliły? Otóż, wymyśliły sobie obcokrajowca na tronie. Kogo? Po co? O tym w następnej notce, poświęconej kontekstowi poczynań naszych Historycznych Dżentelmenów.




wtorek, lutego 28

Okoliczności pierwszej elekcji, Anna Jagiellonka


Można się zastanawiać, w jaki sposób kobieta znalazła miejsce w lidze mężczyzn. Ktoś powie; to bez sensu! Ktoś inny zapyta; ale jak to?

Otóż sprawa tylko pozornie wydaje się niedorzeczna. Przyjrzyjmy się prostym faktom; w roku 1572 Ania była dojrzałą, 49-letnią kobietą. Spośród wszystkich swoich sióstr, którym szczęśliwie udało się dożyć przynajmniej wieku pełnoletniego, nigdy nie poślubiła żadnego mężczyzny. To niespotykane, jeśli chodzi o trendy dynastyczne tamtych czasów. Córki królów były wówczas cennym towarem eksportowym; za ich sprawą można było wchodzić w koligacje z innymi rodami. Po co? Otóż otwierało to drogę w przyszłości dla pretensji do tronu zagranicznych mocarstw. Same plusy. Dlaczego w takim razie notowania Anny na giełdzie dynastycznej nie były zbyt wysokie? Przyczyn może być wiele. Wniosek jednak nasuwa się sam;
I to właśnie z tym faktem wiązał się cały ambaras. Otóż, jaka Anulka by nie była, wciąż miała swoich zwolenników. Jak to u nas, tymczasowych, ale jednak. Największym poparciem cieszyła się pośród prominentów z Mazowsza. Co to oznaczało? Ano, w trakcie zbliżającej się elekcji miała przy sobie znaczną część elektoratu. Bo wiedz, drogi czytelniku, że już w piętnastym wieku nasza frekwencja wyborcza nie była zbyt imponująca. Rzecz w tym, że wówczas działo się to z przyczyn czysto pragmatycznych. Miejsce wiekopomnej, tzw. pierwszej wolnej elekcji znajdowało się na Mazowszu. To dlatego lokalni możni mieli najwięcej do powiedzenia, obok stałych bywalców politycznego życia, jak chociażby Jasiu Zamoyski.

W związku z tym szybko wyszło na jaw, że to właśnie Anula Jagiellonka będzie rozdawać karty. I w rzeczy samej, rozdawać próbowała. Bo sprawy miały się tak, że znudziło jej się już staropanieństwo. Sprawy RP zostały zepchnięte na dalszy plan; lekarze mogli poczekać, stadion narodowy mógł poczekać, a kwestie emerytów zwyczajowo zwalono na barki przyszłych pokoleń, wydłużając okres pracy. Bo Anna postanowiła się ożenić. Z kim? Z przyszłym królem, rzecz jasna.

Jej marzenia zostały wykorzystane przez Jeana de Monluc, który zajmował się w tamtym czasie kupowaniem głosów dla pewnego francuskiego transseksualisty. Otóż wspomniany pan de Monluc przekonał naszą Anię, że jego mocodawca (niejaki Henri de Valois) nie pragnie w świecie niczego bardziej, niż zdobycia jej ręki.

Anna, jak przystało na Jagiellona osoba światowa, znała predyspozycje seksualne francuskich włodarzy. Z tym większą ochotą więc dała się wciągnąć w knowania francuzów. Niestety, młody i zapalczywy Henri de Valois, lub Henryk Walezy, był zmuszony wycofać swoją propozycje matrymonialną. Przyczyną była jak zwykle polityka, która często krzyżuje szyki prawdziwej miłości. Co się stało? Henryk Walezy, bohater nocy św. Bartłomieja otrzymał wyróżnienie od samego Grzesia XIII. Stawiało go to w świetle stronnika katolickich konserwatystów. W tej sytuacji nie mógł wyłamać się z szeregu i poślubić osobę co najmniej niepewną, jeśli chodzi o płeć.

Jak więc widzisz drogi czytelniku, musieliśmy czekać trochę ponad 400 lat na pierwszego geja w rządzie.

Okoliczności pierwszej elekcji, Antoni Maria Graziani

Znano go jako przybocznego dyplomatę legata papieskiego, Franciszka Commendone. Ciekawa postać.



Po śmierci Zygmunta Augusta, Z Bożej Łaski króla Polski, wielkiego księcia litewskiego, ruskiego i tak dalej, Rzeczypospolita stała się swego rodzaju areną walki, pomiędzy dwoma stronnictwami religijnymi. Religia, mój drogi czytelniku, miała bardzo duże przełożenie na politykę. Co to oznaczało? Ano, swoista dogmatyka była w pewien sposób podobna do dzisiejszego programu partii.

Nie wynaleziono wtedy jednak czegoś takiego jak program partii. Polacy, Litwini, Rusini, ukryte opcje niemieckie, łemkowie i wszyscy inni, musieli się w takich warunkach podzielić pomiędzy stronnictwa wyznaniowe. Po reformacji, sporo się namnożyło na świecie odłamów religii chrześcijańskiej, które nie ukrywały w dłoni środkowego palca przy stosunkach z Rzymem. W skrócie; mieliśmy katolików-konserwatystów oraz koalicję protestackich liberałów i prawosławnych, którzy z kolei także byli konserwatystami, lecz umiarkowanymi.
Wracając do naszego poczciwego Antosia; w Krakowie, dworksa kamaryla zwykła określać Franciszka Commendone mózgiem i duszą tzw. "stronnictwa reakcji". Czyli konserwatywnych katoli. O Antonim Grazianim natomiast wyrażano się mniej subtelnie, a bardziej dosadnie. Dość powiedzieć, że w swoistej anatomii całego organizmu, złożonego z popleczników papieża, plasował sie on poniżej pasa. Nie bez przyczyny nazywano go "Kuśką". Wynikało to, w przekonaniu naszych możnych, z prostego faktu. Otóż za każdym razem, kiedy mózg stronnictwa doznawał podniecenia, to jest, kardynał Commendone zapragnął coś uczynić, Antoni Graziani stawał z miejsca na baczność.
Nie inaczej było po śmierci króla. Po usłyszeniu tej smutnej nowiny, nasz legat zrezygnował z powrotu do Rzymu. Zamiast tego, zabarykadował się w Tyńcu. I się podniecił. Cóż było tego przyczyną? Otóż pan Commendone dostrzegł szanse na rozprawienie się plugawymi liberałami i parszywymi socjalistami. Szansą było posadzenie na wawelskim tronie swojego ukochanego pieszczoszka, Ernesta Habsburga.

I tu wyszedł na scenę nasz Antoś, niejako wyskakując spomiędzy fałd kardynalskiej szaty jego ekscelencji, Franciszka. W tym miejscu, odcinam się od dywagacji na temat technik masturbacji legata papieskiego. Dość powiedzieć, że "stronnictwo reakcji" sięgnęło swoim przyrodzeniem aż do samego Wiednia.
Wydarzenia wiedeńskie oraz wkład jaki w nie włożył Antoni Graziani, zwykle traktuje się jako rzecz owianą mgłą tajemnicy. Dlaczego? Otóż arcyksiążę Austrii, Erni nazywany także "Pupcią" tudzież "Dupą", był osobą skrytą. Wiele krążyło plotek na temat przyczyn tego stanu rzeczy. Najpopularniejsza z nich głosiła, że młody Ernest został za młodu zbałamucony przez swojego brata, Rudolfa. Z tego powodu, jak twierdzili doręczyciele poczty pantoflowej, arcyksiążę nie mógł patrzeć ludziom w oczy i najzwyczajniej w świecie, zamykał się w domowym areszcie.

W tym miejscu objawił się prawdziwy geniusz i iście diabelska przebiegłość Antosia. Później rozpowiadano, że dokonał on prawdziwego cudu. Co się dokładnie stało, nie wiadomo do dzisiaj. Jak zwykle, kiedy jest mowa o cudach czynionych w kontekście kościoła naszego jedynego, katolickiego.

Wystarczy, że Antoni Graziani przedarł się przez kompleksy zahukanego Enresta, przywrócił mu chęć do życia i skłonił do zgłoszenia swojej kandydatury do stołka Króla Polski. Ot, kolejny dowód na to, że czasem nawet zwykły kutas może wiele.

poniedziałek, lutego 27

Liga; okoliczności pierwszej elekcji

MDLXXIX

Szóstego listopada, w gwiazdozbiorze Kasjopei wybuchła sobie supernowa. Skąd o tym wiemy? Ukłony należą się zacnemu koledze z Danii, niejakiemu Tychonowi Brahe, którego opisano później na łamach wiekopomnego dzieła
Wikipedia, den frie encyklopaedi. Pan Brahe, astronom wyróżniający się srebrną nasadką na nosie, zakwestionował w ten sposób teorie o niezmienności niebios. Wiadomość wstrząsnęła światem nauki. Papa rzymski, Grzesiu XIII klasnął otwartą dłonią w czoło, królową Anglii zamroczyło (czego efektem stał się późniejszy sojusz z islamskim Marokiem), a w dalekiej Rosji, Iwan III był zmuszony do przesunięcia misji Sputnika o kilkaset lat.

Krótko mówiąc, świat nigdy nie był już taki jak kiedyś. Ale to na obczyźnie. Bo u nas, w domu, w Rzeczypospolitej, wyglądał on zgoła inaczej już wcześniej. Oto bowiem, wraz z dniem siódmego listopada, nastało nam bezkrólewie. Czyli chaos, strajki, malwersacje oraz podwyżki cen paliw. Jednym wiodło się źle, innym gorzej, a jeszcze inni mieli to wszystko gdzieś i wyjeżdżali na wakacje do świeżo powstałego wówczas, kurortu dla turystów w Peru. Nie należy się więc dziwić, że w głowach Polaków, Litwinów i Rusinów zrodziła się myśl o czymś takim, jak wolna elekcja.

Dziwne czasy wyłaniają dziwnych ludzi, nie sposób ogarnąć ich wszystkich na raz. Autor jednak podejmuje próbę pokąsania pismem kilku delikwentów, którzy z takich czy innych powodów rzucili mu się w oczy podczas odgrywania swych ról w dziejowym spektaklu.